System boi się świadomości
Długo zastanawiałam się, czy poruszać temat depenalizacji marihuany, ponieważ śledząc wydarzenia wokół tego zagadnienia, narasta we mnie złość i frustracja. Jednak na blogu mam swobodę, której nie daje YouTube czy Facebook (a rzekomo nie mamy cenzury — jasne…). Postanowiłam więc podzielić się z Wami moim stanowiskiem w tej sprawie.
W Polsce XXI wieku nie możesz legalnie hodować rośliny, która leczy, uspokaja i otwiera umysł — ale bez problemu możesz kupić alkohol na każdym rogu, codziennie narażając swoje zdrowie na poważne szkody.
Odpowiedź rządu na dezyderat
W sierpniu 2025 roku rząd Donalda Tuska odpowiedział na dezyderat Komisji ds. Petycji w sprawie depenalizacji marihuany. Odpowiedź była jednoznaczna: „NIE”. Dokument, podpisany przez wiceministra sprawiedliwości Arkadiusza Myrchę, trafił do Sejmu 18 sierpnia 2025 roku.
Argumenty rządu
Rząd powołuje się na mityczne „efekty bramy” i „wzrost przestępczości”, ignorując doświadczenia krajów, które dawno udowodniły, że depenalizacja nie zwiększa przestępczości, a wręcz odwrotnie — odciąża system sprawiedliwości i pozwala służbom skupić się na realnych zagrożeniach.
Tempo procesu i wymówki proceduralne
Pierwszym absurdem jest tempo procedowania dezyderatu. Sprawa długo czekała, aż w ogóle powstanie dokument, a gdy już został opracowany, odpowiedzi udzielono pół roku po terminie ustawowym, zamiast w ciągu miesiąca, jak przewiduje regulamin. To pokazuje, że sprawa była traktowana marginalnie, jakby część społeczeństwa, do której należę, w ogóle nie istniała. Już samo opóźnienie jest wymowne — nie chodziło o formalności, tylko o odłożenie tematu na bok, zanim nabierze siły publicznej presji.
Manipulacje pod przykrywką troski
Rząd w odpowiedzi posłużył się zestawem argumentów, które trudno uznać za poważne. Twierdzi, że konwencje ONZ nie pozwalają na zmianę prawa, choć wiele krajów europejskich udowodniło, że liberalizacja prawa pozostaje z nimi w zgodzie. Poziom używania marihuany w Polsce jest niski, więc nie ma potrzeby zmian — jakby represyjność była dowodem skuteczności, a nie źródłem problemu. Straszenie, że posiadanie 15 gramów to „legalizacja handlu”, to kompletny absurd — w większości państw UE takie ilości traktuje się jako standardowe dla użytkownika. Warto też zauważyć, że ministerstwo przedstawia marihuanę jako „bramę wejścia” do cięższych narkotyków, podczas gdy w rzeczywistości główną bramą wejścia pozostaje alkohol. Ponadto, coraz więcej badań wskazuje, że marihuana może działać jako brama wyjścia, pomagając niektórym osobom zmniejszyć lub zakończyć spożycie alkoholu. Naukowe raporty sugerują, że stosowanie konopi w kontekście redukcji alkoholizmu może wspierać terapię i zmniejszać ryzyko uzależnienia od substancji silniej działających na organizm. Pada też argument o „ochronie młodzieży”, jakby karanie dorosłych miało kogokolwiek chronić, a nie spychało całe zjawisko do podziemia. Kolejny kuriozalny argument dotyczył plonów jednej rośliny — ministerstwo twierdziło, że z jednej rośliny można wyprodukować 500 g marihuany. W rzeczywistości, przy domowej uprawie, plon wynosi zwykle 30–100 g. To czysty przykład manipulacji faktami, mającej na celu przestraszenie opinii publicznej. Na koniec rząd stwierdza, że art. 62a wystarczy, choć w praktyce działa on uznaniowo, a ludzie wciąż trafiają przed sądy za drobne ilości. Całość wygląda, jakby chodziło nie o ochronę społeczeństwa, lecz o utrzymanie kontroli nad świadomością.
Marnotrawstwo zasobów: represje zamiast realnych zagrożeń
Karanie użytkowników marihuany za posiadanie niewielkich ilości skutkuje nie tylko obciążeniem sądów, ale też marnotrawstwem cennych zasobów policji. Zamiast koncentrować się na poważnych przestępstwach, jak przemyt czy handel narkotykami, funkcjonariusze i sądy zajmują się sprawami osób posiadających kilka gramów suszu. EMCDDA jasno wskazuje, że penalizacja użytkowników nie zmniejsza ani podaży, ani popytu, a koszty represji często przewyższają ewentualne „korzyści zdrowotne”. System zamiast chronić społeczeństwo, odwraca uwagę od rzeczywistych zagrożeń, obciążając go biurokracją i niepotrzebnymi kosztami.
Hipokryzja systemu
W Polsce możesz legalnie kupić alkohol, który codziennie zabija tysiące ludzi, ale nie możesz uprawiać rośliny, która leczy, uspokaja i otwiera umysł. Medyczna marihuana jest dostępna, ale tylko dla tych, którzy mogą sobie na nią pozwolić finansowo — to biznes, nie troska o zdrowie obywateli. Rząd nie chce, żebyś był wolny. Chce, żebyś pił alkohol i brał leki, bo wtedy jesteś kontrolowany. Poluzowanie prawa w zakresie konopi mogłoby zmniejszyć sprzedaż leków i alkoholu, a to nie leży w interesie wielkich koncernów.
Systemowe zniewolenie
Nie możesz uprawiać jednej rośliny, ale możesz za nią płacić krocie. To nie jest system oparty na zdrowiu i wolności — to system oparty na kontroli, strachu i zysku. Absurdalność regulacji, opóźnienia w odpowiedziach, manipulacje liczbami i „efektem bramy” pokazują jedno: system boi się świadomych obywateli, którzy mogliby zacząć myśleć samodzielnie i kwestionować status quo.





Dodaj komentarz